Ludowa mądrość głosi, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Trudno się z tym twierdzeniem nie zgodzić, aczkolwiek jak należy je rozumieć? Mówiąc o punkcie widzenia, mamy na myśli pogląd, opinię, stanowisko, bądź rację – słowem to, co stanowi treść działalności ludzkiego umysłu. Treść ta świadczy o naszej indywidualności, nierzadko też czerpiemy z niej dumę. Wspomniane powiedzenie, sugeruje, że treść zależy wprost proporcjonalnie od miejsca i przedmiotu, na którym zwykliśmy sadzać nasze cztery litery.
Jak kury na grzędach
Zdarzyło Ci się kiedyś usiąść na krześle prezesa, wyjątkowo drogim i eleganckim fotelu albo na tronie? Takie okazje zdarzają się podczas dni otwartych w salonie z ekskluzywnymi meblami, nocy muzeów lub nieobecności szefa, gdy czekasz w jego gabinecie. I dobrze jest wykorzystać je, aby zobaczyć, co wtedy widać z takiego siedziska. Spróbować wczuć się w rolę najważniejszej osoby decyzyjnej, która ma wszystkich pod sobą i która musi podejmować wybory za innych, zlecając im zadania do wykonania.
Do roli liderów niektórzy są predystynowani, a inni wychowywani z myślą o przejęciu sterów jakiejś instytucji społecznej. A skoro tak, to można przypuszczać, że większość z nas znalazłszy się na jej czele, nie byłaby w stanie tak nią pokierować, aby zrealizować określone cele. Dlatego aspirować do pełnienia wysokich funkcji publicznych lub zasiadania we władzach prywatnych organizacji powinny te osoby, które są do tego przygotowane zarówno pod kątem merytorycznym, jak i osobowościowym.
Literacko-filmowy przykład Nikodema Dyzmy pokazuje, że przypadkowe dostanie się na szczyt może wprawdzie się zdarzyć, ale nie powinno. Tak dla dobra ogółu, jak i konkretnej jednostki wraz z jej otoczeniem. Owszem, widok ze szczytów hierarchii społecznej jest bardzo różny od tego, co widać z ulicy, ale dla wielu z nas obraz ten na dłuższą metę mógłby być nie zniesienia. Zmienia się też perspektywa – będąc na samym dole, możemy spoglądać w górę i na odwrót.
Ruch, podróże i przemieszczenia
Tytułowe pytanie jest przede wszystkim pytaniem o miejsce jako czynnik decydujący o punkcie widzenia. Powszechnie wiadomo, że podróże kształcą i warto je odbywać, aby zobaczyć, jak żyją ludzie w innych częściach globu, czym się interesują i co ich popycha do działania. Zwłaszcza dłuższy wyjazd poza najbliższą okolicę sprawia, że wielu z nas zmienia optykę. Ale zmianę zarówno tego, co widzimy jak i samego sposobu patrzenia warunkuje także opozycja „stanie w miejscu/bycie w ruchu”. Zwykła podróż pociągiem z jednego krańca kraju na drugi skutkuje różnymi widoki – od takich, których się spodziewaliśmy po takie, które totalnie nas zaskakują.
Podobnie rzecz się ma z dystansem, jaki dzieli obserwatora od rozgrywających się „scen w teatrze życia”. Przejeżdżając przez daną wieś na rowerze, zobaczysz znacznie więcej niż przelatując nad nią balonem, o samolocie nie wspinając. Dlatego tak ważne w naukach społecznych jest umiejscowienie badacza, które implikuje w dużej mierze charakter analiz, jakich może dokonać.
Jedną z metod badawczych praktykowanych przez antropologów jest obserwacja uczestnicząca. Umożliwia ona badaczowi najdokładniejsze z możliwych przyjrzenie się danemu zjawisku społecznemu, a w bardzo malej skali. Na drugiej szali mamy badania typu big data – obejmujące wprawdzie spory wycinek rzeczywistości społecznej, ale nie pozwalający uzyskać wystarczająco dużej jakości obrazu. Stąd też konieczność uzupełniania badań ilościowych, analizami jakościowymi.
Zabawy na śniegu
Ale istnieje także coś takiego jak językowy obraz świata. I bynajmniej nie chodzi tylko o to, że Innuici – mieszkańcy Północy (zwani pogardliwie Eskimosami) znają kilkadziesiąt słów służących określeniu różnych rodzajów śniegu. My, którzy mieszkamy w innym sferze klimatycznej i w innym środowisku przyrodniczym znamy co najwyżej kilka słów, a używamy głównie jednego – dla nas śnieg to śnieg.
Ważniejsza jest kwestia sposobu myślenia o śniegu (zawsze białe i podlegające niewielkim zmianom otoczenie życiowe kontra przejściowe warunki pogodowe utrudniające poruszanie się) i reakcji na niego. Podczas gdy nasze dzieci cieszą się, mogąc ulepić bałwana, o tyle innuickie dzieci kopią „piłkę” wykonaną z czaszki morsa, tak by upadła na śnieg kłami do dołu. Zamiast obrzucania się śnieżkami, rzucają przed siebie ciężkimi kamieniami. To tylko jeden z licznych przykładów potwierdzających tezę Ludwiga Wittgensteina, który stwierdził, że „granice mego języka są granicami mego świata”.
Gdyby domy miały szklane ściany
Jednak nie trzeba zestawiać ze sobą tak odległych lokacji jak Europa Środkowa i Arktyka, aby przekonać się, jak dane miejsce wpływa na ludzkie zachowania. Wystarczy przejść się po tej samej dzielnicy i zajrzeć do różnych domów oddalonych od siebie o kilka przecznic.
W inteligenckim domu, w którym od pokoleń panuje wysoka kultura osobista, najprawdopodobniej zobaczymy zupełnie inne relacje międzyludzkie i sposoby rozwiazywania konfliktów niż np. w baraku zamieszkanym przez rodzinę patologiczną, której słabo wykształceni członkowie nawykli stosować rozmaite formy przemocy w celu przekonania pozostałych do swych racji. W końcu na świat patrzymy oczami, ale to co widzimy i jak to interpretujemy, zależy przede wszystkich od tego, kim jesteśmy.